1. Metropolia w środku dżungli…- czyli jak to się zaczęło.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Jestem 50 km od Manaus. Upał. Czekam na przyjaciela, który niby miał po mnie przyjechać. Minęły 2 godziny, zmieniłem swoją lokalizację ze strefy smażenia na drugą stronę drogi. Usiadłem w cieniu przy ławeczce należącej do jakiegoś zajazdu i patrzyłem na przejeżdżające co 15 min pojedyncze samochody. To miał być super-pedantycznie wypucowany chevrolet. Minęła kolejna godzina… nic. Postanowiłem więc iść pieszo, wzdłuż drogi, wystawiając austopowiczowo rękę, kiedy jakiś samochód będzie koło mnie przejeżdżał. Za 15 km miało być miasto-melina Manacapuru i stamtąd, około 30 km do portu, gdzie już myślałbym co dalej robić. Plecak miał 20 kg, ale co mnie nie zabije to tylko wzmocni. Idę w tym potwornym upale, woda się skończyła, dotarłem już do  Manacapuru, ale ani jeden kierowca nie zdecydował się mnie podrzucić. Kiedy zacząłem wątpić w bycie przekonującym autostopowiczem, zatrąbił za moimi plecami jakiś motorzysta. Podjechał do mnie niskiego wzrostu facet  w pasiastej koszuli, z potwornie czerwonymi oczętami. Rozumiałem tylko 5% z tego co mówił, ale jako że kiwał entuzjastycznie głową, kiedy krzyczałem: ”Manaus” to zdecydowałem się wsiąść za jego plecami i pojechaliśmy. Do Manaus prowadzi jedna prosta droga!
A mój pan przewoźnik po chwili skręcił w prawo w jakieś zapomniane wiochy, gdzie bieda i dziadostwo było nadzwyczaj widoczne. Zacząłem się zastanawiać, czy ten człowiek nie chce mnie uprowadzić i razem ze swoimi kumplami w jakimś slumsie obedrzeć ze wszystkiego, a potem zabić. Więc najpierw szybko przerobiłem sobie w głowie różne scenariusze akcji, przypomniałem sobie, gdzie mam nóż i zapytałem mojego transportera, przekrzykując wiatr:
– E! Amigo, dokąd jedziesz? Ja chcę dotrzeć do Manaus!
– Wiem, ale ja dobrze jadę. Pojadę w lewo, w prawo i jeszcze zawrócę i pojedziemy do Manaus.
– Ale tam jest prosta droga, po co jeździmy po tych… (szukałem w głowie słowa ”zadupie” po portugalsku) miejscach?
– ….wiązanka słów, których nie zrozumiałem.
No i jedziemy dalej. Kręte drogi, coraz więcej zaniedbanych domów. Nagle kierowca zaczyna spowalniać, gdy zbliżaliśmy się do zapuszczonego gospodarstwa, gdzie na podwórzu czekało dwóch potwornie umięśnionych kolesi. Zatrzymujemy się przy nich, ja stoję nieruchomo, patrząc co się dzieje. Motocyklista podchodzi do nich, mamroczą coś sobie, wyciąga jakieś kartki i potężni panowie, narzekając składają jakieś podpisy na nich. Potem machnął im na pożegnanie. Oni zaś na to tylko odwrócili się do nas plecami.
– Co wy tutaj omawialiście? Po co tu przyjechałeś?
Na to on uśmiechnął się krzywo, dał mi do rąk pakiecik notatek. Przejrzałem, co jest w środku… jakieś adresy, liczby. Tak, to musiał być poborca podatków.
W następnych pięciu godzinach zwiedziliśmy mnóstwo wiosek, z niektórych ludzi ściągał forsę, a z niektórych reklamówki cytryn.

OLYMPUS DIGITAL CAMERAZdjęcie: Nie masz pan kasy na zapłacenie podatku/kredytu?! To daj pan trochę cytryn z sadu do reklamówki! Wyobraźcie to sobie w Polsce…

Wszystko było w porządku, dopóki nie zaczynał zatrzymywać się na potężną brazylijską wódkę – cachaçę. Im więcej pił, tym szybciej i krzywiej jeździł. Na dziurach podskakiwaliśmy jak na dzikim rumaku, a ja, mając na plecach 20 kg ekwipunku i jego przeklęty worek cytryn w środku, prawie bym zleciał do tyłu, gdyby nie moje desperackie próby utrzymania równowagi. Pod koniec jego pijackich szarży po dziurawych i krętych drogach, wyjechaliśmy na estradę do Manaus. Pod 5-godzinnym ryzykowaniu życiem podjechaliśmy do portu. Zaprowadził mnie do obsługi łodzi płynącej do Manaus, zapłacił im za moją podróż do miasta, spojrzał na mnie z przymrużonymi, czerwonymi oczami i wydobył z siebie parę z wódki oraz radosne słowa:
– Widzisz, amigo? Tutaj wszyscy są przyjaciółmi!
– Dziękuję Ci, nigdy tego nie zapomnę!
Po czym usiadłem ciężko w łodzi, powoli zaczynając rozumieć latynoski świat…

OLYMPUS DIGITAL CAMERANa zdjęciu powyżej: pierwszy most nad rzeką Solimões, która w miejscu spotkania z Rio Negro zaczyna nazywać się już Amazonką. Budowa tego mostu była niesamowitym wyzwaniem, gdyż królowa rzek jest w tym miejscu szeroka na kilka kilometrów.

IMGP0376Zdjęcie powyżej: Co widzimy? Czy to cień drzewa pada na wodę, czy to z jakiejś pływającej stacji paliw wylała się benzyna? Nie. To spotkanie największej rzeki świata Amazonki oraz Rio Negro. Jak łatwo się domyślić, do Rio Negro należy woda ciemna, a jaśniejsza, błotnista do królowej rzek. Przyczyną, dla której się nie mieszają, jest ich różne stężenie substancji oraz skład chemiczny. Gliniaste gleby, które Solimões wymywa podczas swojej wędrówki na wschód, powodują właśnie takie jej zabarwienie. Poza tym w królowej rzek jest mnóstwo zarazków oraz zarodźców malarii, zaś w zabarwionym taniną (substancją wydzielaną przez korzenie mangrowców) Rio Negro woda jest ”bezpieczniejsza”, gdyż ta substancja hamuje ich rozwój. To spotkanie rzek stało się znakiem charakterystycznym dla miasta Manaus, położonego tuż przy ujściu Rio Negro do Amazonki.

 OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Na zdjęciu powyżej motyw spotkania rzek na chodniku przed Teatro Amazonas. Wieczorem na schodkach tego pomnika można spotkać skrzypka, któremu nie mogłem wmówić, że gra tak ładnie, że wcale nie potrzebuje swojego beznadziejnego, przerywającego głośnika z podkładem muzycznym.

OLYMPUS DIGITAL CAMERANa zdjęciu powyżej słynny Teatro Amazonas. Podczas gdy Manaus przeżywało ogromny bum kauczukowy pod koniec XIX w. jako dowód swojej potęgi zbudowano pełen przepychu gmach opery. Jego budowę zaproponował w 1881 roku członek miejscowej Izby Reprezentantów, który roztoczył wizję “klejnotu w sercu amazońskiej dżungli”. Do opery zapraszano nawet najlepszych śpiewaków z Mediolanu, a na przedstawienia uczęszczali głównie ówcześni bogaci kupcy, w dużej części pochodzący z Europy.  Niestety Teatro Amazonas obecnie przechodzi nieudane próby zaadaptowania sztuki nowoczesnej do swojego repertuaru… albo ja po prostu nie rozumiem głębi w ukazywaniu ludzi wariujących w piżamach do szarpanej muzyki elektronicznej.

OLYMPUS DIGITAL CAMERANa zdjęciu powyżej obywatelka Manaus podjada nasiona z worka. Też o tym pomyślałem kilka razy, jako że żywność w Manaus jest powalająco droga! Miejscowi mówią, że od kiedy rząd z państwowej kasy dofinansował mistrzostwa w piłce nożnej głównie ceny produktów spożywczych poszybowały mocno w górę.

OLYMPUS DIGITAL CAMERAPowyżej: typowy widok w Manaus – ulice pełne takich właśnie małych stanowisk z owocami i warzywami.
Wiele z nich jest sprowadzanych z ogromnych plantacji, ale są też rzadsze produkty, takie jak naturalne produkty lecznicze, które zbierane ręcznie w selvie pojawiają się na malutkich straganach o nazwie ”tubylcza medycyna”.
Znajdują się na nich przeróżne olejki, maceraty, suszone zioła oraz nasiona często zapakowane w pojemniczki z motywami sztuki indiańskiej. Jest również wielu ulicznych sprzedawców, którzy chcą za wszelką cenę zdobyć klienta. Oj, to są dopiero maniacy. Gonią za przechodniami, zwłaszcza turystami i wciskają im jakieś używane telefony, ”złote” zegarki, odgrzewane od kilku dni placki lub też inne kukurydze. Ja takich unikałem, wiedząc, że podobno podczas negocjacji z takimi typami; kiedy Ty zadajesz mu pytania wątpiąc w wartość tego, co Ci wciska, jego koledzy w tym momencie zaglądają niespostrzeżenie do Twojej kieszeni, po czym uciekają z zawartością. Oczy dookoła głowy. ZAWSZE.

OLYMPUS DIGITAL CAMERANa zdjęciu powyżej łóżko model ”alco 2000” w biednej dzielnicy portowej.
Jest ono przeznaczone dla miłośników mocnych alkoholi z wieloletnim stażem. Na zdjęciu mogą Państwo zobaczyć kartonową warstwę izolacyjną, chroniącą od chłodu ciągnącego z betonowego murku. Łóżko to jest na podwyższeniu, po to, aby miejskie szczury wielkości królików nie zjadły uszu delikwenta podczas głębokiego snu… Chociaż głodne i tak wszędzie się dostaną. Ostatnim elementem, godnym uwagi w tym łóżku, jest niesamowicie miękka, wygodna oraz zaokrąglona poduszka, wykonana z betonu. Prawda jest taka, że latynoskie organizmy fatalnie znoszą alkohol. Pod jego wpływem stają się bardzo agresywni i nieprzewidywalni lub też się staczają i robią sobie łóżka “alco 2000”.
OLYMPUS DIGITAL CAMERANa drugim końcu miasta jest klub sportowy, w którym ludzie, którym parność powietrza nie hamuje energii, mogą poćwiczyć sobie brazylijskie ju-jitsu, boks, czy też capoeirę. Co prawda pan po lewej stronie musi jeszcze popracować nad swoją pozycją w walce, bo zaraz zgarnie kopnięcie w krocze, ale najważniejsze jest to, że chce ćwiczyć. Reszta przyjdzie sama.

OLYMPUS DIGITAL CAMERAPowyżej: Coś tu się nie zgadza??? Tak właśnie wygląda praca w latynoskim świecie. Luzik. Nie wszystko musi być idealnie.

Jak już jestem przy tym zdjęciu, to może opiszę pokrótce życie randkowe młodych Brazylijczyków. Moim głównym informatorem w tym temacie był przewodnik turystyczny z plemienia Tikuna, z którym wcześniej pracowałem w dżungli. Przybywał on często do Manaus na łowy. Z tego, co się dowiedziałem i widziałem, wszystko opiera się na forsie. Ubierasz się w luźną koszulę, formujesz sobie seksowną fryzurę na ślinę, ładujesz browara na odwagę i ruszasz na imprezę. Musisz uważać na różnych typów, tego i tamtego. Nie zabieraj ze sobą kamery, bo ją stracisz. Na miejscu przy wejściu jest ochrona i stanowisko z pojedynczymi papierosami i zapalniczką przywiązaną drutem do stołka. W środku na placyku wesoła ekipa gra na podwyższeniu. Śpiewak trzyma się za krocze, krzycząc na całe gardło, a jego koledzy dzielnie brzdękają energiczne rytmy na trzech gitarkach i perkusji. Pośrodku ludzie tańczą na stosunkowo wysokim poziomie, zwłaszcza kobiety… Niektóre potrafią tak szybko poruszać biodrami, że takiego czegoś na naszym kontynencie raczej się nie zobaczy, no, może tylko w Hiszpanii. Po boku jest ogromna lodówa z różnymi rodzajami wódki i słabszych drinków oraz całe taczki piw. Większa część imprezy jest podchmielona, tylko małe dziewczynki, tańczące pod samą sceną, nie mają jeszcze pieniędzy na alkohol. Jest tam też troszkę młodych par, które siedząc przy stolikach zamiast patrzeć sobie w oczy, patrzą w swoje smartfony i ładują piwo. Gdy jakiś macho chce podbić do swojego upatrzonego celu, zaprasza do tańca. Jeśli na tym etapie nie dostanie plaskacza w twarz, zaczyna się bardzo energiczny taniec, z wielomi erotycznymi ruchami. Gdy taka parka przetańczy ze sobą dobrą godzinkę, idą za parawan i kobieta pyta swojego zdobywcę:
– No, dobra. Ile możesz mi zapłacić?
Prostytucja? Tak tam wygląda życie randkowe. I nie tylko randkowe.
Gdy zapytałem koleżankę Limę, dlaczego się nie spotyka z przyjaciółmi…
ona odpowiedziała: – Bo nie mam pieniędzy…
Jakby trzeba było, kurczę chodzić tylko na najdroższe imprezy i pić najdroższe drinki…
Czy nie lepiej wdrapać się z przyjaciółmi na czubek mostu nad Amazonką i w pełni adrenaliny popatrzeć na zachód słońca? Zero kosztów, a ile wrażeń…

Oczywiście nie mogę powiedzieć ”tak wygląda tam życie”, gdyż byłem tam tylko kilka dni. Piszę tylko o tym, co zobaczyłem podczas mojego krótkiego pobytu, kiedy to swój czas głównie spędzałem na kompletowaniu danych do lokalizacji dzikich plemion w celu sprawnego przeprowadzenia ekspedycji.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Podobał się artykuł? Zachęć znajomych do przeczytania!

W następnym odcinku – Utracona dzikość, czyli o sytuacji plemion, które dobrowolnie dają się pożreć cywlizacji.