Witamy w ostatniej osadzie nad rzeką Padauiri. W ramach powitania zaraz dostaniesz z procy w oko od Indianina.
Na północ już tylko rozciąga się bezkresna selva i indiańskie maloki. Jesteśmy w miejscu, gdzie ścierają się dwa światy. Świat Indian Yanomami oraz świat Brazylijczyków, który w tym miejscu zamiennie są nazywani Baré. Ci pierwsi byli tu przybyszami, tak jak ja.
Wokół czego tutaj się wszytko obraca? PIA-SA-WA. Wszystko obraca się wokół PIA-SA-WY. Tylko z jej powodu znaleźli się tutaj Indianie Yanomami. Przybyli z położonej 100 km na północy maloki Mararí, aby ciąć tutaj włókna tej niesamowicie wytrzymałej palmy atalii brazylijskiej (Attalea funifera).
Gdy tu przypłynąłem, było znacznie ciemniej niż na powiższym zdjęciu, a atmosfera była tak gęstą, że nie robiłem fotek, ale dokładnie jakie było to przeżycie, dowiecie się niedługo w książce.
Yanomami przy zbiorze, a raczej przed zbiorem piasawy.
Indianin ma naprawdę niezłą krzepę, taki bloczek piasawy może ważyć i 80 kg. Zwłaszcza gdy Indianie wrzucą go wcześniej do wody, wykorzyatując to, że Brazylijczycy kupują te włókna od nich na wagę. Tak, Yanomami są cholernie sprytni.
Indianie załadowują włókna na statek handlarza z Barcelos. Przez pierwsze trzy dni spałem na tej ”wyspie”, było to jedyne miejsce, gdzie mogłem być pewny, że mnie nikt nie okradnie.
I znów piasawa… raz taka kupa włókien jest efektem pracy Brazylijczyków, a innym zaś razem – Indian Yanomami. Lecz jednak średnio w około 80% pracą to zajmuja się brasileros, bo Indianom zazwyczej nie chce się pracować.
No właśnie, Indianom nie chce się pracować… no to jak się nie chciało im pracować, to jakoś inaczej trzeba było zdobyć środki do życia!
–Entra não! Só na terra! – Nie włazić! Tylko zostać na ziemi!
Powyższe usłyszeli Yanomami od kobiety Baré, królującej na statku! Smutna prawda jest taka, że młodzi Yanomami kradną na potęgę. Starzy nie. Ci są nauczeni regularnych polowań, rzetelnej pracy i szacunku do ludzi… a młodzi? Młodzi, którzy wchodzą w kontakt z cywilizacją (chociażby z rodem Baré) stają się całkowicie zagubieni w tej rzeczywistości. W sytuacji, w której Indianin decyduje się nabywać (za piasawę) od handlarza z Barcelos paczkę mąki i ryżu, przestaje być niezależny i jego styl życia ulega diametralnej zmianie. W świecie barteru, a nie polowań jako sposobu na życie, Indianin Yanomami często miewa problemy z wyceną wartości wielu produktów, a jego stan zdrowia ulega pogorszeniu z powodu konsumowania nieznanych mu wcześniej śmieci, takich jak cukier, kawa, ciastka…
Starzy znajdują oparcie w swojej prastarej tradycji, a młodzi? Coś tam pośpiewają na rytualnych zebraniach w Mararí i potem: heja do Brazylijczyków coś tam zajumać. Oczywiście nie mogę generalizować, przecież nie wszyscy Yanomami kradli! Poznałem też kilku zacnych Panów Yanomami. Jednak zanim do tego doszło, straciłem kabelki do kamery, koszulkę, recznik i kupę nerwów.
Czarujące spojrzenie Indianki Yanomami… nie przypomina ona Wam może Chinki?
A tu Alberta dobrała się do naszej Indianki-Chinki. Indianie są nieufni, nawet w stosunku do Brazylijczyków, ale niektórzy tak często się kontaktują w tej wiosce, że przyjaźń między nimi też może czasem zakwitnąć.
Yanomami w domostwie Brazylijczyków. Czasem lubiani, czasem nie. Niektórzy z nich przybywali z maloki Mararí, żeby uczciwie sprzedawać im piasawę, a niektórzy po to, żeby ich okradać. Dlatego też Yanomami byli traktowani bardzo wybiórczo.
Ten typ był potwornie namolny. Chodził za mną i męczył mnie, że chce moją koszulę. Kiedy już po kilku godzinach mi się to znudziło, postanowiłem się go pozbyć. Zacząłem więc robić to samo, ciągnąłem go za koszulę i męczyłem o forsę. Wymiękł po minucie 😀
Krótki wycinek z życia chłopca, entuzjastycznie wsuwającego mięso tapira. (na dole)
Chyba nadbiegająca dziewczynka doznała nagłej separacji ze swoim posiłkiem, a niedobrzy dorośli założyli jej worek, tak że kupa nie chce jej zostawić.
Ojciec Yanomami i jego synowie. Ten po naszej prawej nie ma pełnego żołądka, tylko wydętego z braku pożywienia. Panował tam potworny głód, jednak głównie wśród Indian, bo Brazylijczycy zazwyczaj mieli co jeść.
Niektórzy Yanomami jednak próbują się zaspokoić głód mało smacznymi piraniami.
Pac! – wykonała jego dłoń, rozplaskując moskita. Indnianie nigdy nie stoją nieruchomo w miejscu. Zawsze się oganiają od insektów i je rozplaskują.
W ten właśnie sposób Indianie mi się przez większość czasu przyglądali. Wnikliwie i nieufnie. Indianin po lewej nie ma oka. To nic nadzwyczajnego. Bardzo wielu Yanomami miało blizny spowodowane kontaktem z dzikimi stworzeniami np. jaguary, jadowite węże, kajmany…
Tak, futbol dotarł nawet tutaj. W końcu jesteśmy w BRAZYLIJSKIEJ dżungli. Z tego, co zaobserwowałem, Brazylijczykom gra wychodzi znacznie lepiej – pewnie dlatego, że ich kontakt z cywilizacją trwa znacznie dłużej niż w przypadku Yanomami.
To, co ten pan żuje, to tytoń. Żuje i żuje, mija kilka dni, a on nadal żuje, a do tego jeszcze wymienia się tym z kolegami. Bon appetit.
Dziewczynka Baré ze swoją kanapką.
Gringo! Chcesz zobaczyć świniaka?
Już wcześniej wspominałem, że nie znoszę małp. Ta, którą tu widzicie, jest jedną z niewielu, które mnie ani nie obsikały, a nie nie obsrały. Brazylijczycy często trzymają małpy przy sobie w hamakach. Czasami tam siedzą, bo zastrzelono im rodziców i są po prostu przygarniane. Znam kilka takich historii adopcyjnych…
Bulwy manioku w trakcie mielenia go w celu wyrobienia mąki – farinhi. Cała ta masa znajduje się w starej dziurawej łodzi, niezdatnej już do pływania. Zaś to, co mieli te bulwy na papkę to zaimprowizone noże, przyczepione do silnika łodzi. Wszystko zamienia się w pachnącą żółtą breję, która potem zostaje uprażona na ogromnej patelni.
Pada. Może wydaje to się trochę nie na temat, ale często był to nieodłączny element codzienności.
Jeden z niewielu elementów natury ożywionej, który swoim porannym pianiem przypominał mi o mojej kochanej ojczyźnie.
To były najdziwniejsze i najpiękniejsze chwile w moim życiu. Znalazłem się nagle, bez zapowiedzenia, w żyjącym własnym życiem niesamowitym świecie. Miejscowi byli równie zafascyniowani mną, jak ja nimi. Podczas mojej wizyty wielu zobaczyło po raz pierwszy obcego (białasa). Te spojrzenia, które miały wtedy miejsce podczas zderzenia się całkowicie różnych światów, do dzisiaj tkwią głęboko w mojej pamięci. Trudno to wszytko opisać słowami, nie wiem… może w książce mi się to uda.
Kolejny odcinek jak zawsze powstanie spontanicznie, więc nie wiem, co zapowiedzieć 🙂
Jeżeli masz ochotę, podziel się ze mną tym, co Tobie w duszy gra, kiedy czytasz moje wspomnienia 🙂
e-mail – wittemil@gmail.com
dozoba!