W jaki sposób skutecznie udokumentować dwumiesięczną wyprawę do amazońskiej puszczy przy prawie całkowitym deficycie prądu? W tego typu miejscach jakiekolwiek osady ludzkie są bardzo prymitywne i wszelkie prośby o naładowanie baterii do kamery kwitowane są z szerokim uśmiechem: ”não tem electricidade” (nie ma elektryczności).
Przed dotarciem do Indian Yanomami, przepłynąłem całe setki kilometrów w górę rzeki Rio Negro oraz mnóstwo mniejszych rzek, nie wliczając całej masy malutkich strumieni. Cały ten dystans wynosił ponad 800 km. Podczas tej wodnej podróży do celu zatrzymałem się w 400-letnim miasteczku Barcelos oraz w pięciu mniejszych osadach, w których (jeśli nie były opuszczone) ludność miejscowa odpalała agregat przez ok. 5 godzin na dobę w celach oświetleniowych. Mijałem również sporo obozów na brzegu dżungli, w których okresowo stacjonowali Brazylijczycy wraz z Indianami podczas pracy przy zbiorze piasawy. Tam również nie było dostępu do elektryczności. Podsumowując, energii elektrycznej było tam bardzo niewiele, nie mówiąc już o całych dniach spędzonych w dżungli z dala od wszelkich ludzkich istnień.
W obliczu potrzeby filmowania oraz fotografowania amazońskiej przyrody, każdego dnia zapotrzebowanie na energię jest bardzo wysokie. Przygotowując się do wyprawy pod względem sprzętowym, zainspirowany spisem ekwipunku Eda Stattforda z końca jego książki-relacji z wyprawy wzdłuż Amazonki – wybrałem ładowarkę słoneczną Power Monkey Extreme. Ładowarka ta składa się z dwóch części: banku energii o pojemności aż 9000 mAh oraz paneli słonecznych. Ogromny użytek miałem właśnie z tego banku energii. Podłączenie kamery bezpośrednio do paneli słonecznych nie miałoby żadnego sensu, gdyż wtedy nie miałbym okazji do wykonywania zdjęć w wielu nieprzewidywalnych momentach.
Za każdym razem, kiedy zatrzymywałem się w osadach Brazylijczyków w celu namierzenia Indian, w międzyczasie ładowałem baterie do kamery oraz bank energii, który mogłem potem wykorzystywać w dżungli, gdzie jest tak wilgotno, gęsto i ciemno, że do paneli słonecznych żadna solidna dawka światła nie jest w stanie dotrzeć. A to za przyczyną gęstwiny monumentalnych liści tropikalnych roślin. Naprawdę bank energii okazywał się wielokrotnie prawdziwym zbawieniem. W pełni naładowany wystarczał do zasilenia energią 4 baterii do kamery. Mogłem z niego korzystać kiedykolwiek oraz gdziekolwiek, gdyż jest lekki, poręczny i co najważniejsze wodoodporny. Rodzi się teraz pytanie, kiedy wykorzystywałem panele słoneczne? Przyznam szczerze, że w docelowym miejscu w odległej, gęstej puszczy porośniętej 40-metrowymi drzewami, gdzie światło słoneczne nie jest w stanie się przedostać przez wielowarstwowe połacie ogromnych liści, nie było żadnego użytku z paneli słonecznych :C
Jedynym miejscem, gdzie docierały promienie równikowego słońca i powstawała możliwość skorzystania z jego energii była przestrzeń wewnątrz łódeczki na szerszych rzekach oraz miejsca, gdzie drzewa zostały połamane w wyniku burzy (wraz z potężnymi wiatrami) oraz na plantacjach macasheiry i manioku. Kiedy korzystałem w tych miejscach z paneli słonecznych, bardzo doceniłem ich wodoodporność, a to z powodu częstych, nagle pojawiających się deszczów. Często nie zdążałem dobiec do paneli słonecznych, by schować je przed deszczem, gdyż wielokrotnie oddalałem się, (u)wiedziony pięknem tropikalnej puszczy w coraz to bardziej odległe zakątki, z dala od miejsca ładowania.
Reasumując, na pochwałę zasługuje wysoka wydajność, szeroki wybór końcówek do ładowania przeróżnych urządzeń, pojemność banku energii oraz wodoodporność całego zestawu. Jeżeli wybierasz się na wyprawę z dala od cywilizacji i chcesz mieć niezależne źródło energii, ładowarka Traveller Extreme okaże się korzystnym wyborem.
Tylko uważaj żeby indianie nie pokradli Tobie kabelków do ładowarki. W moim wypadku tak się stało i skończyły one jako wisiorki dumnie noszone na indiańskich szyjach.