Moje wyprawy

Witajcie!

Od 2013 roku regularnie eksploruję Amazońską Puszczę. Każda kolejna wyprawa daje kolejne wspaniałe doświadczenia, rozmowy, przyjaźni, widoki i umiejętności, które w piękny sposób cały czas kształtują wszystkie moje działania. Od 7 lat dzielę się z Wami moimi przygodami podczas spotkań autorskich, różnych festiwali, eventów… w różnych formach: od wystaw fotograficznych, przez pokazy filmów, aż po warsztaty surwiwalowe.. A zaczęło się to wszystko tak nietypowo… Miałem 18 lat i byłem tak przesycony cywilizacyjnym biegiem, że postanowiłem wybrać się samemu na 2 miesiące do brazylijskiej puszczy. To co się zaczęło dziać w moim życiu po tym pierwszym kroku to prawdziwy gaz do dechy bez trzymanki i trwa to do dziś. Tak zresztą wydaje mi się, że jest u każdego, kto robi to co naprawdę kocha…

Zapraszam na garstkę relacji z mojej pierwszej wyprawy tutaj poniżej, pisałem je jak miałem 18 lat… więc można na nie spojrzeć teraz z dystansem 🙂

”Najważniejsze, żebyś nie bał się śmierci, nieważne jakby miało być źle, zawsze staraj się znaleźć spokój. Nie tylko w dżungli, tam w cywilizacji również… Niech istnieją sobie politycy, niech tworzą konflikty, niech trwają wojny – ty masz być spokojny. Nie wolno ci się bać śmierci, bądź szczęśliwy.” – ostatnie słowa Indianina Tatoonki, przed moją podróżą na północ…

 Na zdjęciu powyżej: Czterodniowa podróż stateczkiem w górę rzeki Padauiri, czyli warkot silnika, poznawanie napotkanych po drodze osad plemienia Baré, nieznośne dla ucha  śpiewy 15-letniej dziewczyny oraz przepiękne zachody słońca.

Czego mogłem się spodziewać po amazońskiej puszczy? Prawie wszystkie informacje uzyskane w Polsce na temat lokalizacji odizolowanych plemion oraz polityki rządu wobec Indian okazały się błędne! Zaskoczył mnie całkowicie poziom wód rzecznych…nie sądziłem, iż wyleją do tego stopnia, że będę po puszczy przemieszczał się po kolana (i również czasem po biodra) w wodzie… Nie miałem wcześniej nigdy żadnych doświadczeń w poruszaniu się w tak ekstremalnym środowisku, czasem tylko w dniach absolutnego przesytu cywilizacją uciekałem na kilka dni do polskich lasów ćwiczyć różne techniki przetrwania, opatentowane przez siły specjalne. Co za mętlik był przed wyprawą! Niektórzy mówili, że dżungla bezwarunkowo zabija, wielu odradzało mi samotną podróż w te regiony, a niektórzy pękali ze śmiechu, patrząc na mnie jak na szaleńca. Nawet moi brazylijscy przyjaciele, w pierwszym tygodniu pobytu pod równikiem, patrzyli na mnie, jakby nie mieli mnie już więcej zobaczyć przed wypłynięciem w nieznane… Czy byli pełni błędnych przekonań o prawach rządzących tropikalną puszczą? Czy słusznie mnie ostrzegali przed Indianami, strzelającymi strzałkami zatrutymi curarą? Czy rzeczywiście pod brazylijską granicą z Wenezuelą przemieszczają się garimpeiros z nielegalnymi ładunkami szkoda gadać czego i czy strzelają do każdego, kto znajdzie się w zasięgu ich wzroku? Czy naprawdę wsadzenie ręki do wody pełnej piranii oznacza wyciągniecie samej kości? Część okazała się prawdą, a większość tylko mitami napędzającymi podróżniczy bazar z opowieściami.

 

Na zdjęciu obok: Neto – Indianin Yanomami, z którym zdążyłem się zaprzyjaźnić. Codziennie o 4 rano nie wytrzymując z zimna rozpalał ognisko i śpiewał przeróżne plemienne pieśni.

…I popłynąłem. Kilkaset kilometrów na północ. Zabrał mnie przyjaciel Indianina Tatoonki, który wybierał się tam, aby kupić od żyjących w puszczy Indian trochę włókien piasawy (Atalia brazylijska – Attalea funifera, palma dorastająca do 15 m wysokości, której porastające pień włókna wykorzystywane są do produkcji m.in. mioteł). Była to dla mnie niezwykła okazja, gdyż tylko na przełomie pory suchej oraz deszczowej pojawiają się tam żyjący po dawnemu Indianie. Dlaczego? Otóż podwyższony poziom wód w niezliczonej ilości rzek oraz strumieni, po okresie wielkich opadów  pozwala im przekroczyć kolosalne wodospady w drodze na południe oraz dotrzeć pełnymi wody strumieniami do miejsc, gdzie rośnie obiekt ich zainteresowania – piasawa.

Spędziłem tam ponad miesiąc, żyjąc wśród Brazylijczyków oraz Indian Yanomami, poznając ich kulturę i ucząc się życia w gęstych i parnych lasach deszczowych.
Szybko się przystosowałem do bycia 24 h/dobę mokrym, do błota, brudu, upałów, ciężkich w obyciu Indian oraz wielu innych przeciwieństw.  Przemierzyliśmy tam również spore dystanse krętych strumieni, docierając do góry Sierra do Tirakuru.

Również trudna okazała się dla mnie współpraca z Yanomami. Pomimo, że ogółem wspominam ich jako wspaniałych, niesamowicie sprytnych ludzi, to jednak niektórzy z nich byli po prostu, namolni oraz nieuczciwi. Byli oni jednak pogubieniu w obliczu powolnego, jednak nieubłaganego nawiązywania coraz to częstszych kontaktów z cywilizacją, której (czasem tak, jak ja) nie potrafią zrozumieć.

Kiedy naprawdę ciężko, myśli o rodakach-czytelnikach, czekających na moje opowieści oraz wspomnienia kraju truskawek i pięknych kobiet sprawiły, że kiedy potrzeba było znaleźć dodatkowe siły, to zawsze się one znajdowały.

Nocny marsz przez zalany po kolana las deszczowy. Tak się właśnie kończy zbyt długie podziwianie widoków oraz fotografowanie z zapałem endemicznych roślinek na szczycie góry. A do łodzi przecież trzeba jeszcze wrócić! Szkoda tylko, że 6h przez ciemną puszczę…

Nie udało mi się jednak całkowicie zrealizować postawionego sobie na miejscu celu – indiańskie maloki jeszcze dalej na północ, aż pod Wenezuelę są wciąż dla mnie tylko wyobrażeniem. Ale nie odbieram sobie tego, co osiągnąłem… Wiele miejsc było nietkniętych przez nic.

Zapraszam Was do zapoznawania się z moimi fotorelacjami, które tutaj umieszczam i które są zajawką publikacji, które są w przygotowaniu. Dowiecie się o tym, jak martwy ptak oraz wściekła mucha zżarły mi kolano, o tym jak uratowałem Indianina przed zgubieniem się w puszczy, poczujecie na własnej skórze, co oznacza nocny deszcz os oraz dowiecie się o tym, jak to jest pobabrać farbą statek fryzjerki. O każdych nowych relacjach będzie informował Was Facebook. Tutaj również będziesz poinformowany o niezliczonej ilości eventów, festiwali i spotkań, w których prezentuję filmy, fotografie i opowieści z wyprawy.

z indianami Macushi na szczycie góry Sierra do Tirakuru (prawdopodobnie sami ją tak nazwali)

 

Kolejny odcinek: Metropolia w środku dżungli, czyli jak to wszystko się zaczęło… zanim jeszcze spotkałem Tatoonkę.

A teraz zapraszam do działu WYPRAWA.

Wsparcie techniczne wyprawy Amazonia Adventure:

Patronat medialny: